Powstało kilka drobnych przedmiotów, na których ćwiczyłam nowe techniki i doszkalałam już znane.
W stylu Mariny Nikuliny - oprócz konewki- powstała jeszcze metalowa osłonka.
Wielkie dzięki dla Dyzi, która nam cierpliwie pomagała, tłumaczyła co i jak - cud że to wszystko wytrzymała.
Przećwiczyłam też metodę wcierania i tu wielkie ukłony dla Lusi, która cierpliwie znosiła nasze ahy i ohy aż żeśmy zajażyły o co chodzi i z czym to się je.
Na drugiej stronie tego serducha testowałam szablony, bejcę i biały wosk.
No i jeszcze takie sobie zawieszki - dzięki Gosieq za piękny i równiótki napis "witamy" - sama bym go lepiej nie zrobiła
I znów resztę zostawiam na jutro...
Ja bym wpisała Home sweet home :-)
OdpowiedzUsuńPiękne prace! Wiaderko cudnie postarzone, lepsze niż od Nikuliny.
Dzięki za podpowiedź. Też o tym właśnie myślałam, ale nie pamiętałam jak to leci po angielsku.
OdpowiedzUsuńŚliczna ta twoja osłonka, machnięta tak jakby od niechcenia, nawet nie zauważyłam kiedy, a jaki efekt! Bardzo udane zlotowanie :)
OdpowiedzUsuńTy tę osłonkę robiłaś na zlocie? Jak to możliwe, że jej nie widziałam??? Deska z groszkiem pachnącym rewelacyjna. Na żywca wygląda jeszcze lepiej! A hortensja doczekała się koronki, no proszę! Ptaszki słodkie, wiadomo dlaczego, he, he... Wszystko naj, naj, naj pracusiu!!!
OdpowiedzUsuń